niedziela, 29 stycznia 2012

Wspomnienia o rosole

Przyszła niedziela, a wraz z nią ogromna chęć na rosół. Ale nie byle jaki – zjadłabym rosół mojej babci. Tego smaku poszukuję od przeszło dziesięciu lat. Mówi się, że dobrą restaurację można poznać po rosole – w takim razie nie znalazłam takiej w Łodzi, a również podczas podróży po kraju (od restauratorów z zagranicy nie wymagam, by znali smak polskiego dania narodowego).
Jaki był ten rosół? Dość ciemny, niezwykle esencjonalny, tłusty, podawany z ręcznie robionym makaronem. Procedura domowego wyrabiania tego ostatniego u znajomych przywołuje różne wspomnienia. Ja przed oczami mam wielkie, cienkie placki, które suszyły się przez krótki czas w kuchni lub na rozłożonym w sypialni prześcieradle.  Następnie zawijane i krojone ręką mistrzyni w tempie, za którym trudno było nadążyć wzrokiem (moim zadaniem było podrzucanie i rozplatanie pociętych nitek).
Ale wróćmy do zupy. Od rana w niedzielę na palniku pojawiał się wielki garnek wypełniony ogromną ilością włoszczyzny i mięs wszelakich (skład mniej więcej znam, ale zważywszy na moje nieudolne próby odtworzenia pamiętanego smaku, słowo „mniej więcej” ma dość duże znaczenie). Nie chodziło tylko o ilość, ale też jakość ingrediencji. Babcia pochodziła ze wsi, więc potrafiła odnaleźć prawdziwą kurę na rosół (ja podczas pierwszych zakupów w zamian dostałam porcję rosołową – nawet niewtajemniczeni wiedzą, jak dalece się różnią …). Była też wołowina, indyczka, liście laurowe czy ziele angielskie, a nie bulionetki, kostki rosołowe i vegeta.
Dlaczego to wszystko napisałam? Na pewno z tęsknoty, ale również by wystąpić do Was z apelem. Jeśli znacie w Łodzi miejsce, które serwuje prawdziwy rosół, piszcie koniecznie. A może wspólnie sporządzimy rosołowy ranking? Wszystkie komentarze mile widziane.  

1 komentarz:

  1. Cześć, naprawdę ok rosół podają w Pierogarni na Piotrkowskiej 69 w bramie. Mówią tam ,że mają także własnej produkcji makaron ( pomyślałem że ściema) ale faktycznie był inny, lepszy ( moja dziewczyna uświadomiła mnie, że zrobienie własnego makaronu to nie taka trudna sprawa).
    Przy okazji wzielismy u nich pierogi, moja dziewczyna wziela gotowane ze szpinakiem ( zabrałem jej jednego, ok, smaczne ale nie zebym sie poplakał ze szczęscia)ale moje opiekane z miesem i grzybami to kurde mistrzostwo.

    OdpowiedzUsuń