poniedziałek, 5 września 2011

Pielmieni w Pielmieni:)

Już kiedyś pisaliśmy o barze Pielmieni – lokalu prowadzonym przez repatriantów z Kazachstanu przy ul. Piramowicza 10. Od tamtej pory byłam w nim już 3 czy 4 razy, czas więc by napisać coś więcej o tym miejscu. Zacznijmy od wnętrza. Nie zabierajcie tam dziewczyny na pierwszą randkę (na drugą i trzecią też nie). Możecie wziąć za to każdego innego, kto kocha pierogi.
Z zewnątrz zniechęca bura krata i szyldy wyglądające, jakby wisiały tam od co najmniej 15 lat. W środku przed ladą kilka stolików z plastikowymi podkładkami, ręcznie wypisane menu – wszystko raczej w klimacie baru szybkiej obsługi. Nieco lepiej wygląda dalsza część. Mnie kojarzy się nieco z domową kuchnią – pracownicy na oczach gości kleją pierogi, podsmażają je i gotują. Myślę, że można byłoby pójść w tę stronę i podkreślić swojski, ciepły klimat. Na razie jest jednak na to za bardzo gastronomicznie – u mnie w domu przynajmniej nie ma lodówki z Colą i Tymbarkiem czy zbiorczych opakowań z przyprawami. Klimat wchodu mają stworzyć pamiątki z rodzinnych stron, ale moim zdaniem giną w tym typowo barowym wnętrzu.
Wszystko to nie ma jednak znaczenia, jeśli dostaniemy już zamówioną porcję pierogów. W menu znajdziemy oczywiście tytułowe pielmieni, ale również bliny,  różnego typu pierogi,  cieburieki, sałatki, a także kebab i naleśniki. Skupmy się jednak na pierogach. Małe, podsmażone pielmieni smakują doskonale, szczególnie ze śmietaną – dostępne są w różnych wersjach, na przykład z wołowiną, wieprzowiną i baraniną z wołowiną (tzw. muzułmańskie). Pierogi z kapustą i grzybami czy ruskie znamy świetnie z polskich barów i restauracji, ale tu smakują wyjątkowo dobrze. Pierwszy raz spotkałam się tu z hinkali – kolejna pochodna pierogów, ale w innych kształcie, w którym wewnątrz, w trakcie gotowania, pojawia się bulion, który należy umiejętnie wypić. Mnie bardziej do gustu przypadły ostre, ale w menu znajdziemy także wersję wiosenną z koperkiem w cieście i szpinakiem wewnątrz. Słyszałam dobre opinie o sałatkach (sama nie jadłam), ale z czystym sumieniem mogę też polecić cieburieki, czyli duży pieróg z mięsnym nadzieniem (nie zamienię go wprawdzie na pielnienie, ale jest naprawdę dobry). Do większości dań podawana jest śmietana lub sosy – najczęściej rezygnuję z tych ostatnich, aby nie przyćmiły mi smaku pierogów. Do picia (poza Colą i Tymbarkiem), kwas chlebowy lub herbata, teoretycznie z samowara. Tu małe rozczarowanie – w samowarze jest tylko wrzątek, herbatę dostaje się ekspresową. Ceny bardzo dostępne.
Gdy będziecie w okolicy, wpadajcie do Pielmieni – naprawdę warto, zarówno z uwagi na dobre jedzenie, jak i fajną, domową atmosferę.


1 komentarz:

  1. Ciekawe, bardzo ciekawe... sama jestem wielbicielką pierogów,a że zdarza mi się jedynie jeść te tradycyjne domowej roboty to chętnie spróbuje innego smaku. Zachęcające, no i mam niedaleko! :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń