wtorek, 20 września 2011

Antica Roma– czyli dyskusja nad drogimi restauracjami w Łodzi

Od życzliwych dawno już słyszałam, że przy Piotrkowskiej 69 ma powstać włoska restauracja z prawdziwego zdarzenia. Remont ciągnął się w nieskończoność, przez dziurę w folii udało mi się tylko podejrzeć kolumny i cegłę, w końcu doczekałam się otwarcia. Najpierw o wystroju. Widać, że nie żałowano środków na wykończenie, mnie jednak do końca nie przekonuje. Przede wszystkim nie kupuję gipsowych kolumn mających nawiązywać do tytułowego antyku. Powiedzmy sobie szczerze, kolumny są dość kłopotliwe – nawet te prawdziwe dobrze wyglądają jedynie w oryginalnym miejscu przeznaczenia (można się o tym przekonać w berlińskich czy londyńskich muzeach). Do tego elementy z cegły (wszechobecne nie tylko w branży gastronomicznej) i imitacje kamienia (również nie moja bajka). W toalecie zastanawiają zamontowane nad umywalkami ekrany. W męskim nie byłam, w damskim przy myciu rąk można oglądać TVN Style. Trochę przypomina mi się program „Odpicuj mi brykę” – tam też kochają montować monitory w dziwnych miejscach (chyba, że tylko ja nie oglądam telewizji w bagażniku …).
Przejdźmy do jedzenia. Przy pierwszej, niezobowiązującej wizycie sięgnęłam po niższą półkę dań. Był to więc krem z pomidorów (miał być rosół, ale kucharz dopiero go gotował) i mafaldine ze szpinakiem, boczkiem i pieczarkami. Obydwie pozycje oceniam bardzo pozytywnie. Byłam zaskoczona smakiem kremu (przyznam szczerze, że ponad wszystkie i tak przedkładam prawdziwą, polską pomidorówkę), do którego dodano suszone pomidory. W środku małe kawałki mozzarelli nieco rozpuszczone, ale nie za bardzo ciągnące i spory płatek prawdziwego parmezanu. Sos aksamitny, o fajnej konsystencji, dodatki smaczne, ale moim zdaniem nie tworzyły całości (każdego smakowało się jakby oddzielnie).
Na koniec kwestia najbardziej dyskusyjna, mianowicie ceny restauracji. Z założenia miała być to restauracja droga. Faktycznie, takich w Łodzi brakuje, ale patrząc na kartę (i znając koszt przygotowania potraw) niektórych cen zupełnie nie rozumiem - mus kawowy dwa razy droższy od tiramisu czy schab w cenie polędwicy wołowej? Znajdziemy tu ciekawe dania, ale cała karta nie powala wyjątkową oryginalnością. Zapewne powinnam z tą recenzją poczekać do momentu, kiedy spróbuję innych potraw, ale już teraz chciałam wywołać dyskusję: czy w Łodzi jest miejsce na drogie restauracje? Taką właśnie opinię ma Antica Roma, ale samo pojęcie „drogości” jest przecież bardzo subiektywne. Czy obiad za 100-200 zł to szczyt możliwości trzeciego co do wielkości miasta w Polsce? Zapewne nie, ale restauracja świeci pustkami. Jak sądzicie, gdzie tkwi problem: czy ich kuchni nie jest dość dobra, lokal jest jeszcze za młody, jest za duża konkurencja na rynku czy po prostu Łódź jest bardzo specyficznym miastem?


poniedziałek, 5 września 2011

Pielmieni w Pielmieni:)

Już kiedyś pisaliśmy o barze Pielmieni – lokalu prowadzonym przez repatriantów z Kazachstanu przy ul. Piramowicza 10. Od tamtej pory byłam w nim już 3 czy 4 razy, czas więc by napisać coś więcej o tym miejscu. Zacznijmy od wnętrza. Nie zabierajcie tam dziewczyny na pierwszą randkę (na drugą i trzecią też nie). Możecie wziąć za to każdego innego, kto kocha pierogi.
Z zewnątrz zniechęca bura krata i szyldy wyglądające, jakby wisiały tam od co najmniej 15 lat. W środku przed ladą kilka stolików z plastikowymi podkładkami, ręcznie wypisane menu – wszystko raczej w klimacie baru szybkiej obsługi. Nieco lepiej wygląda dalsza część. Mnie kojarzy się nieco z domową kuchnią – pracownicy na oczach gości kleją pierogi, podsmażają je i gotują. Myślę, że można byłoby pójść w tę stronę i podkreślić swojski, ciepły klimat. Na razie jest jednak na to za bardzo gastronomicznie – u mnie w domu przynajmniej nie ma lodówki z Colą i Tymbarkiem czy zbiorczych opakowań z przyprawami. Klimat wchodu mają stworzyć pamiątki z rodzinnych stron, ale moim zdaniem giną w tym typowo barowym wnętrzu.
Wszystko to nie ma jednak znaczenia, jeśli dostaniemy już zamówioną porcję pierogów. W menu znajdziemy oczywiście tytułowe pielmieni, ale również bliny,  różnego typu pierogi,  cieburieki, sałatki, a także kebab i naleśniki. Skupmy się jednak na pierogach. Małe, podsmażone pielmieni smakują doskonale, szczególnie ze śmietaną – dostępne są w różnych wersjach, na przykład z wołowiną, wieprzowiną i baraniną z wołowiną (tzw. muzułmańskie). Pierogi z kapustą i grzybami czy ruskie znamy świetnie z polskich barów i restauracji, ale tu smakują wyjątkowo dobrze. Pierwszy raz spotkałam się tu z hinkali – kolejna pochodna pierogów, ale w innych kształcie, w którym wewnątrz, w trakcie gotowania, pojawia się bulion, który należy umiejętnie wypić. Mnie bardziej do gustu przypadły ostre, ale w menu znajdziemy także wersję wiosenną z koperkiem w cieście i szpinakiem wewnątrz. Słyszałam dobre opinie o sałatkach (sama nie jadłam), ale z czystym sumieniem mogę też polecić cieburieki, czyli duży pieróg z mięsnym nadzieniem (nie zamienię go wprawdzie na pielnienie, ale jest naprawdę dobry). Do większości dań podawana jest śmietana lub sosy – najczęściej rezygnuję z tych ostatnich, aby nie przyćmiły mi smaku pierogów. Do picia (poza Colą i Tymbarkiem), kwas chlebowy lub herbata, teoretycznie z samowara. Tu małe rozczarowanie – w samowarze jest tylko wrzątek, herbatę dostaje się ekspresową. Ceny bardzo dostępne.
Gdy będziecie w okolicy, wpadajcie do Pielmieni – naprawdę warto, zarówno z uwagi na dobre jedzenie, jak i fajną, domową atmosferę.